Damn it! Drodzy czytelnicy! Wybaczcie, ale nie wiem, co się stało z tą czcionką! :( Własnie porządkuję tego bloga i zauważyłam, że zrobiło się coś takiego i w żaden sposób nie mogę tego zmienić!
Nawet dodałam cały rozdział jeszcze raz i, jak widzicie, bezskutecznie... Mam nadzieję, że ie zwrócicie na to szczególnej uwagi, chociaż wiem, że niemiłosiernie to irytuje!
Jeszcze raz przepraszam! ;((
Nawet dodałam cały rozdział jeszcze raz i, jak widzicie, bezskutecznie... Mam nadzieję, że ie zwrócicie na to szczególnej uwagi, chociaż wiem, że niemiłosiernie to irytuje!
Jeszcze raz przepraszam! ;((
Damon
Zostawiłem
Eleną w mojej sypialni, a sam poszedłem nalać sobie bourbon’a. Trochę
zgłodniałem, ale nie chciałam narażać swojej tożsamości. Dziewczyna mogła w
każdej chwili zejść na dół i przyłapać mnie, jak piję krew z torebki. Zabrałem
szklankę z moim ulubionym trunkiem i wróciłem do pokoju. Zastałem Elenę, jak
przeglądała moją „skromną” biblioteczkę.
- Wow! Ale on ma książek! –
powiedziała do siebie z zachwytem. Akurat bezszelestnie wszedłem do pokoju.
Stanąłem za nią i pocałowałem ją w szyję. Szatynka podskoczyła.
- Przestraszyłem cię? – zapytałem,
chociaż dobrze wiedziałem, że tak.
Dziewczyna
spojrzała na mnie z wyraźną ulgą, ale nie odpowiedziała.
- Skąd masz tyle książek?
- Hm… - zastanawiałem się nad
odpowiedzią. Wszystkie sam zdobyłem, ale nie mogłem jej tego wyjawić…
Przynajmniej na razie – Przekazywane są one z pokolenia na pokolenie. Wybrałem
te, które najbardziej mi się spodobały i umieściłem w swoim pokoju –
uśmiechnąłem się na myśl, jak łatwo udało mi się okłamać Elenę. Wiem, że nie
powinienem, ale, co miałem zrobić?
- Jaka jest twoja ulubiona? – pytając,
dotykała wszystkich ksiąg po kolei, tak, jakby miały zamienić się w pył. Nie
ukrywam, że wszystkie wyglądały na bardzo stare, ale tylko to dodawało im
uroku.
Stanąłem
obok Eleny, a bourbon’a odłożyłem na półkę obok. Zacząłem poszukiwania mojej
ulubionej książki. Czułem na sobie uważny wzrok panny Gilbert.
- Ah tak! To ta – zabrałem książkę i
podałem ją Elenie.
Dziewczyna
dziwnie się na mnie popatrzyła.
- Przeminęło
z wiatrem? Serio?
- „Kocham cię, Scarlett,
za to, że jesteś tak bardzo do mnie podobna... Za to, że oboje jesteśmy
renegatami i egoistami. Żadne z nas nie dba o to, czy świat idzie na psy, byle
nam było dobrze i przyjemnie.” – zarecytowałem jej mój ulubiony fragment.
- Wiesz… Może się
skuszę, aby ją przeczytać.
- Oh! Nalegam panią,
panno Gilbert – powiedziałem i ucałowałem jej dłoń – Nawet jestem skłonny
pożyczyć tobie, panno Gilbert, mój egzemplarz tej oto księgi.
- Naprawdę, panie
Salvatore? Jestem bardzo wdzięczna – odpowiedziała i ukłoniła się.
Następnie podeszła i pocałowała
mnie. Oddałem pocałunek trochę namiętniej. Ciągle się całując kierowaliśmy się
w stronę łóżka. Elena delikatnie rzuciła mnie na łóżko. Uśmiechnąłem się i
patrzyłem, jak zdejmuje koszulkę i rozpuszcza włosy. W następnej kolejności
można powiedzieć, że wskoczyła na mnie. Pocałowałem ją i zacząłem pieścić jej
język, swoim językiem. Następnie zmieniliśmy pozycję, ja wylądowałem na górze,
natomiast Elena pode mną. Dziewczyna ściągnęła ze mnie koszulkę, zaczęła
dotykać mojego brzucha i klatki piersiowej, ciągle jednak namiętnie się
całowaliśmy.
Miałem ochotę, zerwać z niej to ubranie i wejść w nią i
pokazać na co naprawdę mnie stać. Jednak nie. Ta „dobra” część mnie krzyknęła
głośno: ZWOLNIJ! CHCESZ JĄ MIEĆ? OPANUJ SIĘ! No i musiałem się ogarnąć.
Oderwałem się od Eleny z trudem. Serce łomotało mi szybko, ciągle czułem jej
usta na swoich.
- O co chodzi? –
zapytała mnie moja wybranka, podpierając się na łokciach. Obydwoje oddychaliśmy
ciężko. Jednak takie całowanie potrafi naprawdę zmęczyć.
Spojrzałem na nią.
- Nie sądzisz, że to
się dzieje trochę za szybko? – zmusiłem się do powiedzenia tego – W końcu znamy
się tylko kilka dni…
- Hm… W sumie… Masz
rację, poczekajmy jeszcze trochę.
Pocałowałem ją szybko i usiadłem obok. Elena znalazła swoją
koszulkę, ja natomiast pozostałem w samych jeans’ach.
- Nie zimno ci? –
zapytała z troską.
- Coś ty! Rozgrzewasz
mnie do czerwoności, kochana – uśmiechnąłem się z satysfakcją, gdyż Elena
strzeliła „buraka”.
- Nie powinnaś
zadzwonić do Jenny? Jest już 24:00 – zaproponowałem.
- Powiem jej jutro,
że byłam u Bonnie… Jeśli oczywiście mogę zostać? – dopowiedziała szybko.
- Jasne. U mnie
jesteś zawsze mile widziana. Możesz sobie nawet wybrać pokój – zaśmiałem się.
- OK, w takim razie
wybieram… Mm… Ten – oplotła ręce wokół mojej szyi.
- Boisz się spać
sama? – zapytałem z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie! Jasne, że nie…
- zaprotestowała – No… Może trochę – spuściła wzrok.
- Spokojnie, ze mną
nic ci nie grozi. Mam sprawdzić, czy w szafie nie czai się jakiś potwór? –
odsunąłem się od niej i podszedłem do drzwi od szafy – Halo? Jest tu kto?
- Damon…
- Widzisz? Pusto. A
może sprawdzić pod łóżkiem? – położyłem się na pościeli i włożyłem głowę pod
mebel – Heeej! A tutaj ktoś jest?
Nie usłyszałem, jak Elena na czworaka podkrada się do mnie.
Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem jej piękną twarz.
- Tutaj też jest
bezp… - nie dokończyłem, gdyż uciszyła mnie delikatnym i długim pocałunkiem.
- Damon wiem, że
potwory nie istnieją. Po prostu chcę mieć cię blisko siebie – ujęła moją twarz
w ręce.
- Dobrze. Będę tutaj
– pogładziłem ją delikatnie po dłoni – Nie uważasz, że jesteśmy w trochę
niewygodnej pozycji? – przypomniałem jej, że ona nadal klęczy, a ja leżę na
łóżku. Po za tym rozbolał mnie kark od utrzymywania czaszki w powietrzu.
Puściła moją twarz i wstała, natomiast moja głowa opadła bezładnie.
- Oh… - jęknąłem z
ulgą. Leżałem w poprzek łóżka, więc ciężko było wejść a nie drugiej osobie.
Elena obeszła moje łoże.
- Damon, weź ten
zgrabny tyłeczek, bo nie mam, gdzie się położyć – zakomenderowała groźnym
głosem.
- Yhm… - mruknąłem.
Na moje nieszczęście wtedy jeszcze nie wiedziałem na co ją naprawdę stać. Ona… Ona zepchnęła mnie z własnego łóżka!
- Ała! – krzyknąłem,
chociaż nic praktycznie nie poczułem – Przecież mówiłem, że wstaję… - powiedziałem
leżąc na podłodze.
- Hahahaha, to było
łatwe – zarechotała szczęśliwa.
Podniosłem się z podłogi i stanąłem ze skrzyżowanymi rękoma.
Popatrzyłem na nią, jak pan, kiedy chce skarcić swojego zwierzaka. Ta jednak
się tym nawet nie przejęła, tylko weszła pod pościel i uśmiechnęła się.
- Chcesz coś do
picia? – zapytałem zrezygnowany, ale rozbawiony. Jak ona może mną tak łatwo
manipulować? Musi mieć w sobie coś… Coś magicznego.
- Zależy, co masz.
- Bourbon’a –
uśmiechnąłem się.
- Mhm, to dziękuję.
- Dobrze, zaraz
przyjdę.
Schodząc do piwnicy cały czas nasłuchiwałem, czy Elena aby
nie wstała z łóżka. Byłem wyschnięty. Od wczoraj wieczora nic jeszcze nie
„jadłem”. Udało mi się dotrzeć do skrzynki z krwią. Wyciągnąłem jedną torebkę i
wróciłem do salonu. Wypiłem ją do dna i pociągnąłem kilka łyków bourbon’a, aby
zamaskować zapach krwi. Udałem się z powrotem do sypialni. Podkradłem się do
łóżka. Byłem pewny, że Elena mnie nie usłyszy, ponieważ znam swoje „wampirze”
zdolności.
- Raaarh! –
krzyknąłem, a prawie śpiąca dziewczyna zaczęła krzyczeć.
- Aaaaa! Damon! Ty
idioto! – dostałem poduszką po głowie – Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?!
- To ja! Potwór spod
łóżka! – przygwoździłem Elenę swoim ciężarem.
- Spadaj! Złaź ze
mnie! – próbowała mnie zepchnąć, ale tym razem się tak łatwo nie dałem –
Słyszałeś?! Powiedziałam, żebyś ze mnie ZSZE… - zamknąłem jej usta swoimi.
Nasze języki toczyły, jakiś przedziwny taniec. Przygryzałem jej wargi, ale nie
widać było, żeby to jej przeszkadzało. Wplotła ręce w moje włosy i dalej
obsypywała mnie namiętnymi, a zarazem delikatnymi pocałunkami. Po chwili
oderwałem się od niej.
- Wiesz, że jesteś
urocza, kiedy się wściekasz? – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- A ty wiesz, że
świetnie całujesz? – zripostowała i wróciła do poprzedniej czynności.
- Nie… Mieliśmy… Iść…
Spać? – zadałem pytanie przerywane krótkimi pocałunkami.
- Mhm… - wymamrotała
– Dobranoc – powiedziała i przewróciła się na drugi bok.
Leżałem osłupiały. Przed chwilą się całowaliśmy, a teraz tak
nagle ona poszła spać? Dziwna kobieta. Patrzyłem na jej ciało. Nawet od tyłu
wyglądała oszałamiająco. Objąłem ją, a
ona mruknęła z zadowoleniem.
- Słodkich snów,
panno Gilbert – odpowiedziałem i postanowiłem trochę w te sny zaingerować.
Elena
Obudziłam się bardzo wcześnie, ale byłam wyspana. Poczułam na
sobie coś ciężkiego. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Damon. Przytulał mnie do
siebie, tak mocno, że nie mogłam się ruszyć. Czułam bijące od niego ciepło. Gdy
tak spał, wyglądał strasznie słodko. Postarałam się, jak najdelikatniej
ściągnąć jego rękę, aby się nie obudził. Po kilku minutowym wstawaniu wreszcie
udało mi się wyjść z pokoju. Zeszłam do salonu. Na ścianie, nad kominkiem
wisiało kilka zdjęć. Zaciekawiona podeszłam bliżej. Owe zdjęcia przedstawiały
Damona w stroju wojskowym, ze starszym i młodszym mężczyzną. W prawym dolnym
rogu napisano : Mystic Falls, 1864r.
- Co robisz? –
usłyszałam za sobą, dobrze mi znany aksamitny głos.
- Damon… Jak to
możliwe, że… - spojrzał na mnie wyczekująco – Że wyglądasz tak samo, jak facet
na tym zdjęciu – wskazałam je palcem.
- To mój pra pra
pradziadek Damon Salvatore. Ten mężczyzna – pokazał na starszego człowieka – To
jego ojciec, Giuseppe Salvatore. A najmłodszy z nich to Stefan Salvatore, jego
brat.
- Ale wyglądacie
identycznie – stwierdziłam.
- No tak. Myślę, że
ty też miałaś taką prababkę, które wyglądała, jak twój sobowtór – powiedział
dosyć przekonująco, jednak coś mi się nie podobało. Zaprzestałam jednak dalszej
rozmowy na ten temat.
- Która godzina? –
zapytałam.
- Jakoś przed 8:00. A
co?
- Kurczę! Powinnam
już być w domu! Jenna pewnie się o mnie martwi – przestraszyłam się,
czekającego na mnie w domu kazania, na temat kłamstwa.
- Mówiłem wczoraj,
żebyś do niej zadzwoniła – skarcił mnie – Teraz nawet nie zjemy wspólnie
śniadania – powiedział już cichszym i smutnym głosem.
- Innym razem Damon,
obiecuję – pocałowałam go delikatnie.
- Trzymam cię za
słowo, kochana – odpowiedział – Aha, czekaj moment. Widziałem na górze twój
telefon.
Sprawdziłam kieszenie. Faktycznie musiał zostać na górze.
- Zaraz ci go
przyniosę – powiedział, kiedy wiązałam włosy. Kiwnęłam głową na znak zgody i
poszłam w stronę drzwi wejściowych. Założyłam buty, gdy się odwróciłam Damon
stał już w koszulce i z moim telefonem w ręce. Mogłabym przysiąc, że minęło
maksymalnie kilka sekund odkąd poszedł na górę.
Wzięłam od niego komórkę i podziękowałam.
- Odwieźć cię? –
zaproponował.
- Nie, dziękuję –
zaprzeczyłam ruchem głowy – Przejdę się.
Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza, zajść na cmentarz,
popisać w pamiętniku i dopiero wrócić do domu. Miałam wielką ochotę „wygadać”
się rodzicom. „Porozmawiać” z nimi o bieżących sprawach, o Jeremym, o tym, że
za nimi tęsknię, że boję się, że sobie nie poradzę. No i chciałam im
opowiedzieć o Damonie. Tylko dzięki niemu nie myślę o nich, tak często. Kiedy
go widzę, uśmiech nie może mi zejść z twarzy. Bardzo bym chciała poznać opinię
mamy na jego temat, dlatego też muszę udać się do rodzinnej krypty Gilbertów,
usiąść na ławce obok i porozmyślać.
- Jesteś pewna? –
wyrwał mnie z zamyślenia przystojny Salvatore.
- Tak.
Spojrzał mi w oczy. Poczułam, jak jego wzrok przenika w głąb
mojej duszy i odnajduje to, czego najbardziej pragnę.
Kiwnął
głową ze zrozumieniem. Wiedział, że czasami potrzebuję pobyć sama. Wiedział, że
nie pozbierałam się jeszcze po śmierci rodziców. Nie musiałam mu tego mówić.
Czułam, że on to wie.
- W porządku – powiedział i przytulił
mnie do siebie – Będzie dobrze, Eleno – uśmiechnął się.
- Wiem, Damon. Wiem – skradłam mu
pocałunek – Mmm… Muszę już iść – mruknęłam z zadowoleniem.
Odsunęłam się od bruneta, a on otworzył
drzwi.
- Hm… Tak nigdzie nie pójdziesz –
zakomunikował. Okazało się, że na zewnątrz jest dużo chłodniej niż wczoraj i
zbierało się na deszcz. Kiedy wyjrzałam za drzwi przeszedł mnie dreszcz. Nie
miałam, co na siebie założyć, a w taką pogodę na pewno bym zmarzła.
- Trzymaj – zarzucił na mnie swoją
skórzaną kurtkę, przesiąkniętą jego zapachem. Zrobiło mi się zdecydowanie
cieplej.
Wyszliśmy
przed budynek, kiedy przez główną bramę wjechał motocykl. I to nie byle jaki
motocykl (http://www.motogen.pl/gfx/motogen2/_thumbs/pl/defaultgalerievideo/18/681/1/11ej800a_40agrndrf00d_c.jpg?abCa36lspIPW2NbeVNmWqselotrU0dDFpOXAmKqRlcvXxdfgosyaodaokKu_h9PDo97A1-ORmJen – podobny do tego). Prezentował się znakomicie. Zatrzymał
się zaraz przed nami. Dosiadał go młody chłopak. Wyłączył silnik i zszedł z
maszyny, ściągając kask. Był przystojny (oczywiście nie tak, jak Damon :D ) i
dobrze zbudowany. Miał jasno brązowe włosy oraz zielone oczy.
- Stefan? – zapytał zaskoczony Damon –
To ty?
- Tak, bracie – odpowiedział młodszy
Salvatore, a następnie uścisnęli się.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Racja, ale teraz nadrobimy ten czas –
uśmiechnęli się.
Milo było
na to patrzeć.
Damon
akurat przypomniał sobie o mnie. Nie winiłam go za to. Widać było, że nie
widział się z bratem przez dłuższy okres czasu.
- Stefanie, to jest Elena – przedstawił
mnie brunet.
- Cześć – powiedziałam skromnie, bo cóż
innego bym mogła odpowiedzieć?
- Miło mi poznać – rzekł cichym głosem
Stefan i uścisnął mi dłoń.
- Wybaczcie mi, ale muszę już iść –
spojrzałam na Damona.
- Jasne, odprowadzę cię kawałek, a
Stefan się w tym czasie rozpakuje.
Przytaknęłam
głową i odwróciłam się do młodszego chłopaka.
- Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy
– uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ja również.
- Więc do zobaczenia.
Pożegnałam
się i razem z Damonem doszliśmy do głównej drogi.
- Twój brat sprawia wrażenie fajnego
chłopaka – powiedziałam szczerze, obejmując Damona.
- Miło mi to słyszeć, jednak bądź
ostrożna. On może spróbować cię poderwać, żeby zrobić mi na złość… - udawał
wystraszonego Damon.
Pocałowałam
go namiętnie, żeby pokazać mu, że nie byłabym w stanie zamienić go na
kogokolwiek innego.
- Spotkamy się dzisiaj w Grill’u? –
zapytałam, odrywając na chwilę swoje usta od jego.
- Mhm, o której?
- Koło 20? Zadzwonię do ciebie później
to uzgodnimy. Weź ze sobą Stefana – powiedziałam odchodząc. Nie wiem czy to
było prawdziwe, ale czułam na sobie wzrok Damona. Mówiąc „na sobie” miałam na
myśli tą część ciała, gdzie kończy się szlachetna nazwa plecy.
Uśmiechnęłam
się do siebie i powędrowałam ku cmentarzowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz