środa, 17 lipca 2013

Rozdział trzeci .


 Damn it! Drodzy czytelnicy! Wybaczcie, ale nie wiem, co się stało z tą czcionką! :( Własnie porządkuję tego bloga i zauważyłam, że zrobiło się coś takiego i w żaden sposób nie mogę tego zmienić! 
Nawet dodałam cały rozdział jeszcze raz i, jak widzicie, bezskutecznie... Mam nadzieję, że ie zwrócicie na to szczególnej uwagi, chociaż wiem, że niemiłosiernie to irytuje!
Jeszcze raz przepraszam! ;((



Damon
Zostawiłem Eleną w mojej sypialni, a sam poszedłem nalać sobie bourbon’a. Trochę zgłodniałem, ale nie chciałam narażać swojej tożsamości. Dziewczyna mogła w każdej chwili zejść na dół i przyłapać mnie, jak piję krew z torebki. Zabrałem szklankę z moim ulubionym trunkiem i wróciłem do pokoju. Zastałem Elenę, jak przeglądała moją „skromną” biblioteczkę.
- Wow! Ale on ma książek! – powiedziała do siebie z zachwytem. Akurat bezszelestnie wszedłem do pokoju. Stanąłem za nią i pocałowałem ją w szyję. Szatynka podskoczyła.
- Przestraszyłem cię? – zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że tak.
Dziewczyna spojrzała na mnie z wyraźną ulgą, ale nie odpowiedziała.
- Skąd masz tyle książek?
- Hm… - zastanawiałem się nad odpowiedzią. Wszystkie sam zdobyłem, ale nie mogłem jej tego wyjawić… Przynajmniej na razie – Przekazywane są one z pokolenia na pokolenie. Wybrałem te, które najbardziej mi się spodobały i umieściłem w swoim pokoju – uśmiechnąłem się na myśl, jak łatwo udało mi się okłamać Elenę. Wiem, że nie powinienem, ale, co miałem zrobić?
- Jaka jest twoja ulubiona? – pytając, dotykała wszystkich ksiąg po kolei, tak, jakby miały zamienić się w pył. Nie ukrywam, że wszystkie wyglądały na bardzo stare, ale tylko to dodawało im uroku.
Stanąłem obok Eleny, a bourbon’a odłożyłem na półkę obok. Zacząłem poszukiwania mojej ulubionej książki. Czułem na sobie uważny wzrok panny Gilbert.
- Ah tak! To ta – zabrałem książkę i podałem ją Elenie.
Dziewczyna dziwnie się na mnie popatrzyła.
- Przeminęło z wiatrem? Serio?
- „Kocham cię, Scarlett, za to, że jesteś tak bardzo do mnie podobna... Za to, że oboje jesteśmy renegatami i egoistami. Żadne z nas nie dba o to, czy świat idzie na psy, byle nam było dobrze i przyjemnie.” – zarecytowałem jej mój ulubiony fragment.
- Wiesz… Może się skuszę, aby ją przeczytać.
- Oh! Nalegam panią, panno Gilbert – powiedziałem i ucałowałem jej dłoń – Nawet jestem skłonny pożyczyć tobie, panno Gilbert, mój egzemplarz tej oto księgi.
- Naprawdę, panie Salvatore? Jestem bardzo wdzięczna – odpowiedziała i ukłoniła się.
            Następnie podeszła i pocałowała mnie. Oddałem pocałunek trochę namiętniej. Ciągle się całując kierowaliśmy się w stronę łóżka. Elena delikatnie rzuciła mnie na łóżko. Uśmiechnąłem się i patrzyłem, jak zdejmuje koszulkę i rozpuszcza włosy. W następnej kolejności można powiedzieć, że wskoczyła na mnie. Pocałowałem ją i zacząłem pieścić jej język, swoim językiem. Następnie zmieniliśmy pozycję, ja wylądowałem na górze, natomiast Elena pode mną. Dziewczyna ściągnęła ze mnie koszulkę, zaczęła dotykać mojego brzucha i klatki piersiowej, ciągle jednak namiętnie się całowaliśmy.
Miałem ochotę, zerwać z niej to ubranie i wejść w nią i pokazać na co naprawdę mnie stać. Jednak nie. Ta „dobra” część mnie krzyknęła głośno: ZWOLNIJ! CHCESZ JĄ MIEĆ? OPANUJ SIĘ! No i musiałem się ogarnąć. Oderwałem się od Eleny z trudem. Serce łomotało mi szybko, ciągle czułem jej usta na swoich.
- O co chodzi? – zapytała mnie moja wybranka, podpierając się na łokciach. Obydwoje oddychaliśmy ciężko. Jednak takie całowanie potrafi naprawdę zmęczyć.
Spojrzałem na nią.
- Nie sądzisz, że to się dzieje trochę za szybko? – zmusiłem się do powiedzenia tego – W końcu znamy się tylko kilka dni…
- Hm… W sumie… Masz rację, poczekajmy jeszcze trochę.
Pocałowałem ją szybko i usiadłem obok. Elena znalazła swoją koszulkę, ja natomiast pozostałem w samych jeans’ach.
- Nie zimno ci? – zapytała z troską.
- Coś ty! Rozgrzewasz mnie do czerwoności, kochana – uśmiechnąłem się z satysfakcją, gdyż Elena strzeliła „buraka”.
- Nie powinnaś zadzwonić do Jenny? Jest już 24:00 – zaproponowałem.
- Powiem jej jutro, że byłam u Bonnie… Jeśli oczywiście mogę zostać? – dopowiedziała szybko.
- Jasne. U mnie jesteś zawsze mile widziana. Możesz sobie nawet wybrać pokój – zaśmiałem się.
- OK, w takim razie wybieram… Mm… Ten – oplotła ręce wokół mojej szyi.
- Boisz się spać sama? – zapytałem z ironicznym uśmieszkiem.
- Nie! Jasne, że nie… - zaprotestowała – No… Może trochę – spuściła wzrok.
- Spokojnie, ze mną nic ci nie grozi. Mam sprawdzić, czy w szafie nie czai się jakiś potwór? – odsunąłem się od niej i podszedłem do drzwi od szafy – Halo? Jest tu kto?
- Damon…
- Widzisz? Pusto. A może sprawdzić pod łóżkiem? – położyłem się na pościeli i włożyłem głowę pod mebel – Heeej! A tutaj ktoś jest?
Nie usłyszałem, jak Elena na czworaka podkrada się do mnie. Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem jej piękną twarz.
- Tutaj też jest bezp… - nie dokończyłem, gdyż uciszyła mnie delikatnym i długim pocałunkiem.
- Damon wiem, że potwory nie istnieją. Po prostu chcę mieć cię blisko siebie – ujęła moją twarz w ręce.
- Dobrze. Będę tutaj – pogładziłem ją delikatnie po dłoni – Nie uważasz, że jesteśmy w trochę niewygodnej pozycji? – przypomniałem jej, że ona nadal klęczy, a ja leżę na łóżku. Po za tym rozbolał mnie kark od utrzymywania czaszki w powietrzu. Puściła moją twarz i wstała, natomiast moja głowa opadła bezładnie.
- Oh… - jęknąłem z ulgą. Leżałem w poprzek łóżka, więc ciężko było wejść a nie drugiej osobie.
Elena obeszła moje łoże.
- Damon, weź ten zgrabny tyłeczek, bo nie mam, gdzie się położyć – zakomenderowała groźnym głosem.
- Yhm… - mruknąłem. Na moje nieszczęście wtedy jeszcze nie wiedziałem na co ją naprawdę stać.  Ona… Ona zepchnęła mnie z własnego łóżka!
- Ała! – krzyknąłem, chociaż nic praktycznie nie poczułem – Przecież mówiłem, że wstaję… - powiedziałem leżąc na podłodze.
- Hahahaha, to było łatwe – zarechotała szczęśliwa.
Podniosłem się z podłogi i stanąłem ze skrzyżowanymi rękoma. Popatrzyłem na nią, jak pan, kiedy chce skarcić swojego zwierzaka. Ta jednak się tym nawet nie przejęła, tylko weszła pod pościel i uśmiechnęła się.
- Chcesz coś do picia? – zapytałem zrezygnowany, ale rozbawiony. Jak ona może mną tak łatwo manipulować? Musi mieć w sobie coś… Coś magicznego.
- Zależy, co masz.
- Bourbon’a – uśmiechnąłem się.
- Mhm, to dziękuję.
- Dobrze, zaraz przyjdę.
Schodząc do piwnicy cały czas nasłuchiwałem, czy Elena aby nie wstała z łóżka. Byłem wyschnięty. Od wczoraj wieczora nic jeszcze nie „jadłem”. Udało mi się dotrzeć do skrzynki z krwią. Wyciągnąłem jedną torebkę i wróciłem do salonu. Wypiłem ją do dna i pociągnąłem kilka łyków bourbon’a, aby zamaskować zapach krwi. Udałem się z powrotem do sypialni. Podkradłem się do łóżka. Byłem pewny, że Elena mnie nie usłyszy, ponieważ znam swoje „wampirze” zdolności.
- Raaarh! – krzyknąłem, a prawie śpiąca dziewczyna zaczęła krzyczeć.
- Aaaaa! Damon! Ty idioto! – dostałem poduszką po głowie – Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?!
- To ja! Potwór spod łóżka! – przygwoździłem Elenę swoim ciężarem.
- Spadaj! Złaź ze mnie! – próbowała mnie zepchnąć, ale tym razem się tak łatwo nie dałem – Słyszałeś?! Powiedziałam, żebyś ze mnie ZSZE… - zamknąłem jej usta swoimi. Nasze języki toczyły, jakiś przedziwny taniec. Przygryzałem jej wargi, ale nie widać było, żeby to jej przeszkadzało. Wplotła ręce w moje włosy i dalej obsypywała mnie namiętnymi, a zarazem delikatnymi pocałunkami. Po chwili oderwałem się od niej.
- Wiesz, że jesteś urocza, kiedy się wściekasz? – uśmiechnąłem się łobuzersko.
- A ty wiesz, że świetnie całujesz? – zripostowała i wróciła do poprzedniej czynności.
- Nie… Mieliśmy… Iść… Spać? – zadałem pytanie przerywane krótkimi pocałunkami.
- Mhm… - wymamrotała – Dobranoc – powiedziała i przewróciła się na drugi bok.
Leżałem osłupiały. Przed chwilą się całowaliśmy, a teraz tak nagle ona poszła spać? Dziwna kobieta. Patrzyłem na jej ciało. Nawet od tyłu wyglądała oszałamiająco.  Objąłem ją, a ona mruknęła z zadowoleniem.
- Słodkich snów, panno Gilbert – odpowiedziałem i postanowiłem trochę w te sny zaingerować.

Elena
Obudziłam się bardzo wcześnie, ale byłam wyspana. Poczułam na sobie coś ciężkiego. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Damon. Przytulał mnie do siebie, tak mocno, że nie mogłam się ruszyć. Czułam bijące od niego ciepło. Gdy tak spał, wyglądał strasznie słodko. Postarałam się, jak najdelikatniej ściągnąć jego rękę, aby się nie obudził. Po kilku minutowym wstawaniu wreszcie udało mi się wyjść z pokoju. Zeszłam do salonu. Na ścianie, nad kominkiem wisiało kilka zdjęć. Zaciekawiona podeszłam bliżej. Owe zdjęcia przedstawiały Damona w stroju wojskowym, ze starszym i młodszym mężczyzną. W prawym dolnym rogu napisano : Mystic Falls, 1864r.
- Co robisz? – usłyszałam za sobą, dobrze mi znany aksamitny głos.
- Damon… Jak to możliwe, że… - spojrzał na mnie wyczekująco – Że wyglądasz tak samo, jak facet na tym zdjęciu – wskazałam je palcem.
- To mój pra pra pradziadek Damon Salvatore. Ten mężczyzna – pokazał na starszego człowieka – To jego ojciec, Giuseppe Salvatore. A najmłodszy z nich to Stefan Salvatore, jego brat.
- Ale wyglądacie identycznie – stwierdziłam.
- No tak. Myślę, że ty też miałaś taką prababkę, które wyglądała, jak twój sobowtór – powiedział dosyć przekonująco, jednak coś mi się nie podobało. Zaprzestałam jednak dalszej rozmowy na ten temat.
- Która godzina? – zapytałam.
- Jakoś przed 8:00. A co?
- Kurczę! Powinnam już być w domu! Jenna pewnie się o mnie martwi – przestraszyłam się, czekającego na mnie w domu kazania, na temat kłamstwa.
- Mówiłem wczoraj, żebyś do niej zadzwoniła – skarcił mnie – Teraz nawet nie zjemy wspólnie śniadania – powiedział już cichszym i smutnym głosem.
- Innym razem Damon, obiecuję – pocałowałam go delikatnie.
- Trzymam cię za słowo, kochana – odpowiedział – Aha, czekaj moment. Widziałem na górze twój telefon.
Sprawdziłam kieszenie. Faktycznie musiał zostać na górze.
- Zaraz ci go przyniosę – powiedział, kiedy wiązałam włosy. Kiwnęłam głową na znak zgody i poszłam w stronę drzwi wejściowych. Założyłam buty, gdy się odwróciłam Damon stał już w koszulce i z moim telefonem w ręce. Mogłabym przysiąc, że minęło maksymalnie kilka sekund odkąd poszedł na górę.
Wzięłam od niego komórkę i podziękowałam.
- Odwieźć cię? – zaproponował.
- Nie, dziękuję – zaprzeczyłam ruchem głowy – Przejdę się.
Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza, zajść na cmentarz, popisać w pamiętniku i dopiero wrócić do domu. Miałam wielką ochotę „wygadać” się rodzicom. „Porozmawiać” z nimi o bieżących sprawach, o Jeremym, o tym, że za nimi tęsknię, że boję się, że sobie nie poradzę. No i chciałam im opowiedzieć o Damonie. Tylko dzięki niemu nie myślę o nich, tak często. Kiedy go widzę, uśmiech nie może mi zejść z twarzy. Bardzo bym chciała poznać opinię mamy na jego temat, dlatego też muszę udać się do rodzinnej krypty Gilbertów, usiąść na ławce obok i porozmyślać.
- Jesteś pewna? – wyrwał mnie z zamyślenia przystojny Salvatore.
- Tak.
Spojrzał mi w oczy. Poczułam, jak jego wzrok przenika w głąb mojej duszy i odnajduje to, czego najbardziej pragnę.
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Wiedział, że czasami potrzebuję pobyć sama. Wiedział, że nie pozbierałam się jeszcze po śmierci rodziców. Nie musiałam mu tego mówić. Czułam, że on to wie.
- W porządku – powiedział i przytulił mnie do siebie – Będzie dobrze, Eleno – uśmiechnął się.
- Wiem, Damon. Wiem – skradłam mu pocałunek – Mmm… Muszę już iść – mruknęłam z zadowoleniem.
Odsunęłam się od bruneta, a on otworzył drzwi.
- Hm… Tak nigdzie nie pójdziesz – zakomunikował. Okazało się, że na zewnątrz jest dużo chłodniej niż wczoraj i zbierało się na deszcz. Kiedy wyjrzałam za drzwi przeszedł mnie dreszcz. Nie miałam, co na siebie założyć, a w taką pogodę na pewno bym zmarzła.
- Trzymaj – zarzucił na mnie swoją skórzaną kurtkę, przesiąkniętą jego zapachem. Zrobiło mi się zdecydowanie cieplej.
Wyszliśmy przed budynek, kiedy przez główną bramę wjechał motocykl. I to nie byle jaki motocykl (http://www.motogen.pl/gfx/motogen2/_thumbs/pl/defaultgalerievideo/18/681/1/11ej800a_40agrndrf00d_c.jpg?abCa36lspIPW2NbeVNmWqselotrU0dDFpOXAmKqRlcvXxdfgosyaodaokKu_h9PDo97A1-ORmJen – podobny do tego). Prezentował się znakomicie. Zatrzymał się zaraz przed nami. Dosiadał go młody chłopak. Wyłączył silnik i zszedł z maszyny, ściągając kask. Był przystojny (oczywiście nie tak, jak Damon :D ) i dobrze zbudowany. Miał jasno brązowe włosy oraz zielone oczy.
- Stefan? – zapytał zaskoczony Damon – To ty?
- Tak, bracie – odpowiedział młodszy Salvatore, a następnie uścisnęli się.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Racja, ale teraz nadrobimy ten czas – uśmiechnęli się.
Milo było na to patrzeć.
Damon akurat przypomniał sobie o mnie. Nie winiłam go za to. Widać było, że nie widział się z bratem przez dłuższy okres czasu.
- Stefanie, to jest Elena – przedstawił mnie brunet.
- Cześć – powiedziałam skromnie, bo cóż innego bym mogła odpowiedzieć?
- Miło mi poznać – rzekł cichym głosem Stefan i uścisnął mi dłoń.
- Wybaczcie mi, ale muszę już iść – spojrzałam na Damona.
- Jasne, odprowadzę cię kawałek, a Stefan się w tym czasie rozpakuje.
Przytaknęłam głową i odwróciłam się do młodszego chłopaka.
- Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ja również.
- Więc do zobaczenia.
Pożegnałam się i razem z Damonem doszliśmy do głównej drogi.
- Twój brat sprawia wrażenie fajnego chłopaka – powiedziałam szczerze, obejmując Damona.
- Miło mi to słyszeć, jednak bądź ostrożna. On może spróbować cię poderwać, żeby zrobić mi na złość… - udawał wystraszonego Damon.
Pocałowałam go namiętnie, żeby pokazać mu, że nie byłabym w stanie zamienić go na kogokolwiek innego.
- Spotkamy się dzisiaj w Grill’u? – zapytałam, odrywając na chwilę swoje usta od jego.
- Mhm, o której?
- Koło 20? Zadzwonię do ciebie później to uzgodnimy. Weź ze sobą Stefana – powiedziałam odchodząc. Nie wiem czy to było prawdziwe, ale czułam na sobie wzrok Damona. Mówiąc „na sobie” miałam na myśli tą część ciała, gdzie kończy się szlachetna nazwa plecy.
Uśmiechnęłam się do siebie i powędrowałam ku cmentarzowi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz