środa, 20 lutego 2013

Rozdział drugi .


Elena
Ze snu obudził mnie delikatny powiew wiatru. Otworzyłam oczy. Było mi tak przyjemnie ciepło, że nie mogłam się zmusić, aby wstać. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał on 9:30
- O cholera – mruknęłam pod nosem. Z trudem podniosłam się i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu telefonu. Po kilku minutach zaczęłam panikować.
- Cholera, cholera, cholera…. CHOLERA! – rzuciłam pamiętnikiem o łóżko. Musiałam znaleźć tą głupią komórkę. Miałam się dzisiaj spotkać z Damonem, a jeżeli nie będę wiedzieć, gdzie i o której, to nici z tego wszystkiego. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zbiegłam na dół.
- Ciociu! Nie widziałaś może mojego telefonu? – krzyknęłam przetrzepując torebkę i szuflady i wszystko to, gdzie mogłam tą komórkę zostawić.
- Nie, niestety nie widziałam jej – usłyszałam z kuchni.
- A ty, Jer?!
- Co?
- Nie widziałeś mojej komórki? – zapytałam stając w drzwiach od jego sypialni.
- Nieee, nie widziałem jej – odpowiedział pół przytomny, grając w jakąś grę na komputerze.
Zrezygnowana poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Rozmyślałam na temat tego, jak mogę się z nim skontaktować. Po chwili zdecydowałam się wejść pod prysznic z myślą, że odświeży mi to trochę umysł. Rozebrałam się, a ubrania rzuciłam w kąt łazienki. Po chwili ogarnęła mnie niesamowita fala spokoju. Czułam lecące na mnie strumienie gorącej wody. Stojąc tak, kilka minut, myślałam o… niczym. Było mi tak przyjemnie, beztrosko. I w końcu wpadłam na pomysł. Czym prędzej wyszłam spod prysznica i skierowałam się w stronę szafy. Ubrałam się w zwykłe jeans’y, czarny T-shirt i trampki.
- Jenna, wychodzę! – krzyknęłam zbiegając po schodach i spinając włosy w kucyka.
- Dobrze!
Zabrałam jeszcze torebkę i otworzyłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu stał w nich Damon. Jego ręka wyglądała, jakby miał zapukać.
- Ym… Nie przeszkadzam? – zapytał.
- Nie, nie. Skądże!
- Ale wyglądasz, jakbyś się gdzieś spieszyła – uniósł jedną brew podejrzliwie.
- No tak, bo… Bo wiesz szłam do Matta, bo zgubiłam telefon i… Nie wiedziałam, jak się z tobą skontaktować i właśnie szłam do Matta, żeby poprosić go o twój numer, bo zgubiłam telefon – próbowałam się tłumaczyć i troszkę się pogubiłam. Zatraciłam się w tych jego szarych, ale wpadających w zieleń albo błękit oczach. Miały one różną barwę, w zależności od tego, z jakiego kąta się na nie patrzyło.
Nastała cisza. On stał, ja stałam i nie wiedziałam, co powiedzieć. Troszkę się zawstydziłam. Nagle wyciągnął z kieszeni, swojej skórzanej kurtki, mój telefon.
- Nie wiem, czy dobrze słyszałem, ale chyba coś zgubiłaś, tak? – zapytał i wręczył mi go.
- Skąd go masz?
- Znalazłem go w samochodzie. Prawdopodobnie wypadł ci wczoraj, jak was odwoziłem.
- Pewnie tak. W każdym bądź razie dziękuję – powiedziałam i poprawiłam sobie włosy – Może wejdziesz?
Damon kiwnął głową i wszedł do środka. Spojrzałam na zegarek już dochodziła 13:00.
- Słuchaj, może zostaniesz na obiad, a później gdzieś wyjdziemy? – uśmiechnęłam się do niego.
- Jasne, dla mnie spoko.
Na razie staliśmy w holu, jednak w końcu się przemogłam i postanowiłam przedstawić Damona Jennie.
- Chodź – złapałam go za rękę i zaprowadziłam do kuchni, gdzie krzątała się Jenna.
- Ciociu, chciałabym ci kogoś przedstawić – powiedziałam dalej trzymając Damona za rękę.
Kobieta odwróciła się i teraz z bliska mogła zobaczyć starszego Salvatore’a w pełnej okazałości.
- Witam – przywitał się elegancko brunet, całując ciocię Jennę w rękę.
- Dzień dobry… - powiedziała zmieszana, lecz najprawdopodobniej oszołomiona stylem i zachowaniem Damona.
Patrzyłam na tą scenkę i prawie wybuchnę łam śmiechem. Aby wybrnąć z tej sytuacji spuściłam głowę i udawałam, że kaszlę.
- To, jak mam przygotować jeszcze jeden talerz? – zapytała Jenna.
- Ta…
- Byłbym bardzo wdzięczny – przerwał mi Damon.
- Jak obiad będzie gotowy zawołaj nas. Idziemy do mnie do pokoju.
Wskazałam Damonowi drogę. Wychodząc z kuchni spojrzałam jeszcze na Jennę.
- WOW – powiedziała bezgłośnie.
- Wiem – odpowiedziałam również nie wydając żadnego dźwięku.
Powędrowałam dalej za przystojnym mężczyzną i zamknęłam drzwi od pokoju.

Damon
„ Ile jeszcze będę musiał być taki miły?” – zapytałem się w duchu.
„ Obiecałeś sobie, że się zmienisz. Nie pamiętasz?”
No tak. Miałem się zmienić. Ale po co?
„ Dla Eleny.” – powiedział ten denerwujący głos w mojej głowie. Jednak miał on rację. Postanowiłem się zmienić na lepsze. Chciałem być z Eleną. Żyć normalnie, lub przynajmniej starać się żyć normalnie. Wiedziałem, że nawet jeśli będziemy ze sobą, to prędzej czy później będę musiał powiedzieć jej o swojej… odmienności. A to było jedyna rzecz, której dotychczas się bałem.
- Od razu ci mówię, że Jenna nie najlepiej gotuje – zaśmiała się Elena siadając na łóżku. Poszedłem za jej przykładem i umiejscowiłem się obok niej.
- Dzięki za ostrzeżenie. Będę uważał – uśmiechnąłem się do niej. Popatrzyłem na nią. Mimo iż miała włosy w całkowitym nieładzie, zwykłe jeans’y i T-shirt to wyglądała cudnie. Tak naturalnie, beztrosko. Nie chciałem w przyszłości psuć jej tego świata, w którym żyła. Jednak w jej obecności czułem się, normalnie. Nie byłem spragniony, zimny, egoistyczny, nonszalancki. Byłem… Miły, troskliwy, czuły, uprzejmy, wyrozumiały… BLE! Aż mi się niedobrze robi, jak pomyślę sobie o tym, jaki jestem milutki i słodziutki. Mam nadzieję, że zostało we mnie coś z tego zimnego i okrutnego drania.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Eleny.
- To, gdzie później pójdziemy?
- Może… Może przejdziemy się na zwykły spacer? – miałem raczej starodawny typ myślenia. Wolałem proste rzeczy, bez jakiś zbędnych komplikacji.
- Mi odpowiada – uśmiechnęła się i dotknęła mojej dłoni. Poczułem delikatny dreszcz, było to przyjemne uczucie.
- Słuchaj Eleno… - zacząłem i przysunąłem się trochę bliżej niej.
- Tak? – zapytała zaciekawiona.
- Myślę, że wiesz, ale – zrobiłem pauzę, bo nie wiedziałem, co powiedzieć – Lubię cię. Może nawet bardzo cię lubię i nie chcę nic zepsuć, jednak twoja obecność sprawia, że tracę zmysły, nie wiem, co mam mówić – powiedziałem szczerą prawdę, prosto z serca.
Zauważyłem, że Elena się zarumieniła. Widać moje wyznanie ją zakłopotało.
- Nie musisz odpowiadać, ja po prostu chciałem… - nie dokończyłem. Moje zdanie przerwała ta urodziwa brązowowłosa dziewczyna. Nachyliła się i delikatnie musnęła moje wargi.
- Ja ciebie też lubię, Damon – ten pocałunek trwał zdecydowanie zbyt krótko.
Delikatnie przesunąłem niesforny kosmyk jej włosów z twarzy i oddałem pocałunek. Mimo, że miałem zamknięte oczy poczułem, jak przez okno wlewa się do pokoju światło słoneczne i wszystko dookoła błyszczy i cieszy się razem ze mną. Całowałem ją namiętnie i zdecydowanie, jednak musiałem się ograniczać, aby nie zrobić jej krzywdy. Elena jedną ręką objęła moją twarz, a drugą wplotła we włosy. Było coraz bardziej gorąco, dziewczyna zaczęła podciągać moją koszulkę i…
- Eleno! Obiad!
Oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyłem na nią, ona na mnie i równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Chodź, musimy iść – powiedziała po kilku sekundach Elena.
Podniosłem się z łóżka i poszedłem za nią. Po drodze zauważyłem lustro. Przejrzałem się w nim i oniemiałem. Moje włosy były w totalnym nieładzie, a na szyi i policzkach miałem ślady szminki Eleny. Dlaczego ona mi o tym nie powiedziała. Przecież wszystko by się wydało. Szybko ułożyłem jakoś włosy i starłem szminkę.
- Damon! Idziesz?
- Tak, tak – powiedziałem i ostatni raz przejrzałem się w lustrze.


1,5 GODZINY PÓŹNIEJ
Damon
Ku mojemu zaskoczeniu, obiad spędziliśmy nadzwyczaj miło i normalnie. Rozmawialiśmy o pogodzie, o szkole i o wszystkich innych pierdołach. Czułem się, jak prawdziwy człowiek. Ani raz nie pomyślałem o tym, że jestem spragniony krwi, że chcę kogoś zabić, wyrwać komuś serce. Nie. Cieszyłem się tym popołudniem, bo spędzałem je z ludźmi, którzy mnie chyba lubią. Po za tym byłem szczęśliwy z powodu tych kilku chwil spędzonych z Eleną. Nie wiedziałem, że to nastąpi tak szybko.
Po skończonym obiedzie zaoferowałem pomóc w sprzątaniu. Widać „zaplusowałem” tym u Jenny. Wraz z Eleną wycieraliśmy i chowaliśmy naczynia, które wcześniej umyła jej ciotka, natomiast Jeremy uciekł od razu na górę. Po około 20 minutach wszędzie było czysto i schludnie.
Elena poinformowała ciotkę, że wychodzi ze mną i, że nie wie, o której wróci. Natomiast ja pożegnałem się i powiedziałem, że odprowadzę ją o odpowiedniej porze. Na koniec uśmiechnąłem się do Jenny i wyszliśmy.
- Co to miało być? – zapytała mnie z wyrzutami Elena, kiedy wyszliśmy z domu.
- Ale co? – zapytałem zdziwiony.
- „ Proszę się nie martwić. Odprowadzę ją o odpowiedniej porze”. – Elena próbowała mnie naśladować.
- Aa to! – uśmiechnąłem się do niej, tym jednym z najcudowniejszych uśmiechów – Eleno, zrozum. Na początku muszę się podlizywać Jennie. Muszę grać takiego stonowanego, ułożonego, ale zarazem zabawnego i romantycznego faceta.
- To ty nie jesteś ułożonym i stonowanym facetem? – udawała zaskoczoną szatynka.
- Hm… Może sama to ocenisz – podniosłem jedną brew i uśmiechnąłem się. Po chwili poderwałem się i wziąłem Elenę na ręce. Zacząłem robić piruety, biegać, skakać i wszystko, co mi przyszło do głowy.
- Ała! Damon – próbowała się wyrwać. Po jeszcze kilku podskokach zatrzymałem się.
- I co? Jestem stonowany i spokojny? – spojrzałem na nią.
- Nie, zdecydowanie nie – zaśmiała się, a ja postawiłem ją na ziemi.
Objąłem ją w talii, a ona zarzuciła mi ręce na szyję i stanęła na palcach, aby dosięgnąć mych ust. Pochyliłem głowę i delikatnie musnąłem jej warg. Otworzyłem oczy.
- Co ty na to, żebym pokazał ci, gdzie mieszkam? – przechyliłem lekko głowę.
- Jasne. Może poznam twojego brata? – zapytała z nadzieję i złapała mnie za rękę.
- Nie jestem pewny. Rozmawiałem z nim dzisiaj to powiedział, że przyjedzie dopiero jutro – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Trudno. Poznam go innym razem.
Pomaszerowaliśmy do mojego samochodu i udaliśmy się w drogę za most Wickery, do ogromnego Pensjonatu Salvatore’ów.
Elena
Okazało się, że Damon mieszka całkiem niedaleko mnie. W ciągu 5-10 minut byliśmy na podjeździe jego domu. Jeżeli można to nazwać domem. Wielka willa, z wielkim ogrodem usianym kwiatami, krzewami i różnymi rodzajami drzew.
- Chyba można się tu zgubić – powiedziałam z zachwytem, ciągle rozglądając się dokoła.
- Nie, szybko się można przyzwyczaić – zaśmiał się i zaprosił mnie do środka.
Kiedy przestąpiłam próg tego domu oniemiałam z wrażenia. Pół (albo więcej) tego budynku zajmował salon. Całość była ślicznie umeblowana. Stare drewniane meble, ciemno czerwone zasłony, w ogóle wszystko prezentowało się nadzwyczajnie.
- Ładnie tu masz.
- Moja matka urządzała ten dom, kiedy jeszcze żyła – powiedział zniżając lekko głos. Wyczułam, że nie chce o tym rozmawiać, więc zmieniłam temat.
- Pokażesz mi swoją sypialnie? – zapytałam z błyskiem w oku. Strasznie chciałam zobaczyć, jak on mieszka.
- Naprawdę chcesz ją zobaczyć? – odpowiedział pytaniem.
Kiwnęłam zdecydowanie głową i spojrzałam mu w oczy.
- W takim razie – wskazał mi ręką, w którą stronę mam podążać – Zapraszam.
Skierował mnie na stare, drewniane schody. Myślałam, że będą skrzypieć, piszczeć, czy cokolwiek mogą takie schody robić, a tu… Nic. Cisza, spokój. Jedyny jakikolwiek dźwięk wydawały moje trampki. Nie słyszałam nawet kroków Damona. Następnie długim, a nawet bardzo długim korytarzem minęliśmy około 15 innych pokoi. Pokój Salvatore’a znajdował się na samym końcu po lewej stronie.
- Witam w raju – mówiąc to ukłonił się nisko i otworzył drzwi – Damona Salvatore.

____________________________________________________________
Cześć Wampirki! <3 Jak Wam się podoba?  Pozdrawiam Was gorąco ;* !

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział.Jestem pewna że będę niecierpliwie wyczekiwać nowego rozdziału.Za ten rozdział daję 10;)Pozdrawiam i zapraszam do mnie:www.delena-i-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział 10/10 ;)) Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. geeenialny! taki słodki rozdział! <3 naprawdę widać tutaj ich taką czystą młodzieńczą miłość. 10/10. pyszne!

    OdpowiedzUsuń